Przez ostatnie kilka lat piątunio kojarzył mi się z jednym – pizza i browary. Czemu? Bo to była taka forma nagrody za ciężki tydzień pracy!
Już wracając do domu z pracy, jeszcze w samochodzie, wykręcałem numer do mojej ulubionej pizzerii i zamawiałem to co zawsze:
duża mexicana, bez oregano, do tego sosik czosnkowy. Zawsze duża. Po jakimś czasie, panie z pizzerii poznawały mnie już po głosie i pytały czy to co zawsze. Czasem zamawiałem dodatkowo piwo, bo nie chciało mi się iść do sklepu.